Muzyka w adwokackiej todze (10)

Lepiej późno niż wcale

Nadszedł czas narodowych refleksji historycznych. Pozostanę w tej tematyce, choć na znacznie lżejszą nutę. Otóż zastanawiam się, które wydarzenia muzyczne, odegrały w naszej współczesnej historii istotną rolę w sferze kultury, a jednocześnie wywołały skutki  społeczne czy nawet polityczne.

W pierwszej kolejności wspomnę o legendarnym koncercie zespołu the Rolling Stones w Warszawie (1967). W czasach gomułkowskich bardzo rzadko goszczono w Polsce artystów z Zachodu (odnotujmy wizyty Pola Anki, the Shadows i the Animals). Smaczku temu wydarzeniu dodawał fakt, że grupa była uznawana za symbol nonkonformizmu, walki z konwenansami i pokoleniowego buntu wobec wszystkich i wszystkiego. Co prawda u nas nie było powodu, by przeciw czemukolwiek protestować, albowiem socjalizm spełniał oczekiwania każdego pokolenia, ale niepokój władzy dawało się wyczuć. Punktem zapalnym mogły być nawet ….włosy, choć trochę nachodzące na uszy. Kto nie wierzy – może się o tym przekonać, oglądając odcinek serialu „Wojna domowa” z 1965r. (w reżyserii Jerzego Gruzy) pt.”Bilet za fryzjera”. Tymczasem członkowie zespołu the Rolling Stones mieli włosy – o zgrozo – zakrywające całe uszy!

Nic więc dziwnego, że koncert w Sali Kongresowej jeszcze się nie zaczął, a już stał się wydarzeniem niemal mitycznym. Im bardziej był potępiany i wyszydzany przez czynniki oficjalne – tym mocniej utwierdzał młodzież w przekonaniu, że Rollingstonsów warto i wręcz należy naśladować. Co też czyniono zgodnie z zasadą, że najsmaczniejsze są owoce zakazane.

Następna dekada, to epoka Edwarda Gierka, którą automatycznie kojarzymy z propagandą sukcesu i rolą, jaką w niej odegrała telewizja. Za jej pośrednictwem mogliśmy obejrzeć występy światowych gwiazd: zespołu Abba (1976), a na festiwalu w Sopocie –  Demisa Roussosa (1979). Oba, kilkudziesięciominutowe koncerty z playbacku, na które wydano ogromne pieniądze, miały się stać wizytówką Polski, symbolem jej potęgi. Czy taki efekt przyniosły, gdy ówcześni Polacy połowę dnia spędzali w kolejkach? Wprost przeciwnie – w rzeczywistości jedynie przyśpieszyły proces przelewania się czary goryczy…

Uważam, że wydarzeniem, które wpłynęło na bieg naszej historii, był także występ kabaretu Tey, podczas festiwalu w Opolu w czerwcu 1980r. Program pt. „Z tyłu sklepu”, rozpowszechniano na kasetach video i w krótkim czasie był już powszechnie znany. Miliony rodaków mogły zobaczyć niezwykłą – jak na  tamte czasy – drwinę z ustroju socjalistycznego, jego zasad i mechanizmów funkcjonowania. Znakomite dialogi i piosenki (dzięki którym możemy mówić o imprezie muzycznej) do dzisiaj robią wrażenie, a dla nieco starszego pokolenia, pozostają wzorem celnego i inteligentnego dowcipu, nie sprowadzającego się – jak to obecnie bywa – do żartów o teściowej, nieznośnej żonie i znaczeniu piwa w życiu człowieka. Było to jedno z kilku wydarzeń, które ostatecznie doprowadziły do Sierpnia 80. Na serio!

Z kolei lata 80-te to festiwale w Jarocinie, na których muzykę grano bez cenzury i bez ogródek. Kawa na ławę. Gdyby wówczas krzyczano: „Tu jest Polska!”, byłoby to zgodne z prawdą. Jarocińska publiczność to niezmierzone tysiące młodych ludzi, dla których rok składał się z dni, dzielących ich od kolejnego spotkania na festiwalowym polu namiotowym. Po koncertach wracali do swoich środowisk, dzielili się wrażeniami, a legenda Jarocina rosła i nawet komunistyczna władza nie była w stanie tego procesu zatrzymać. Można mówić o całym pokoleniu, wychowanym w Jarocinie i przez Jarocin.

A po 1989r.? Trudno wskazać wydarzenie, o takim znaczeniu i wymiarze, jak te wcześniej przypomniane. Łatwo to zresztą wytłumaczyć. W wolnej Polsce można zapraszać każdego wykonawcę i każdy może pójść na jego występ, a imprezy zagraniczne stały się ogólnie dostępne. Jakiż to problem z wyjazdem na koncert do Pragi czy Berlina? Oczywiście, świetne widowiska pozostają wydarzeniami artystycznymi, ale już nie polityczno-społecznymi. Możemy być dumni z tego, że nasze dzieci i wnuki doczekały takich czasów. Bo my, na artystów klasy światowej, czekaliśmy dziesiątki lat. Któż z tych najlepszych i najpopularniejszych, wystąpił w Polsce w latach 1957-89? (o latach 1945-56 nawet nie wspominam). Do ich policzenia wystarczą palce oby rąk. A gdy już przyjeżdżali, emocji nie brakowało i nie myślę tylko o wizycie the Rolling Stones. Koncert Erica Claptona w Katowicach w 1979r, w związku z obawą zbyt żywiołowej reakcji publiczności, odbył się przy pełnym oświetleniu sali, obstawionej przez setki uzbrojonych funkcjonariuszy milicji obywatelskiej. Widziałem to na własne oczy. Kolejny występ tego artysty – odwołano.

W 1984r. na festiwalu w Sopocie wystąpił Charles Aznavour, który z niedowierzaniem obserwował, jak w trakcie koncertu, większość widzów opuszcza amfiteatr. Artysta przyjechał z Paryża, więc nie mógł wiedzieć, że biedacy śpieszyli się na ostatni kurs trójmiejskiej kolejki, a z własnych samochodów nie mogli korzystać z powodu skutków reglamentacji paliwa….

A dzisiaj? Słucham relacji córki z czerwcowego koncertu Beyonce w Warszawie, o szalejącej, kilkudziesięciotysięcznej publiczności i świetnej organizacji całej imprezy. Jestem po prostu szczęśliwy. Lepiej późno niż wcale…….

 

Maciej Korta