Muzyka w adwokackiej todze (13)

Kwiaty na betonie

W felietonie pt. „Cudze chwalimy…”, poruszyłem temat rozwoju kultury i sztuki w siermiężnych latach 60-tych. Warto do niego powrócić, skupiając się na muzyce tej właśnie dekady.

Był to czas big-beatu – gatunku muzycznego w Polsce bardzo popularnego, choć po prawdzie, w treści i formie z reguły dość infantylnego. Uwzględnijmy bowiem fakt, że już wówczas na światowych scenach występowali the Beatles, the Rolling Stones, Jimi Hendrix, Grateful Dead czy Cream. Zjawiskiem wyróżniającym nasze realia, były próby nadania polskiemu big-beatowi rodzimego charakteru, co obrazowało znane hasło: polska młodzież śpiewa polskie piosenki. Nie chodziło tylko o to, aby ich teksty wykonywano w języku ojczystym i wzorowano się na melodyce ludowej, ale z punktu widzenia władzy – także o ideologiczne odrzucenie wzorców zachodnich. 

Mówimy o latach 60-tych, gdy rządy sprawował Władysław Gomułka i partyjny beton z uzbrojonym w pałki „aktywem robotniczym”. To powodowało, że dostęp do muzyki zza żelaznej kurtyny był bardzo ograniczony. Radio Luxembourg i płyty gdzieś, kiedyś przez kogoś stamtąd przywiezione…..

Ale te nikłe sygnały i muzyczne impulsy trafiały na niezwykle podatne, chłonne podłoże. Jak grzyby po deszczu powstawały nowe zespoły. Jedne próbowały jedynie naśladować muzykę Zachodu, inne „wzbogacały” ją o motywy ludowe, a jeszcze inne tworzyły własną, umiejętnie korzystając z wartościowych inspiracji. Do tych ostatnich, zasługujących na szacunek i uznanie za odwagę i inwencję twórczą, wypada zaliczyć zespoły: Polanie, Skaldowie, Romuald&Roman, Czesława Niemena z Akwarelami, Klan i Breakout.

Postawię dość ryzykowną tezę, że w naszej historii, im wokół było trudniej i smutniej – tym bywało lepiej dla sztuki i jej poziomu artystycznego, a tym samym dla jej odbiorców (choć dla twórców – już niekoniecznie). Czyli odwrotnie niż w tekście piosenki czołowego przedstawiciela polskiego big-beatu – zespołu Niebiesko-Czarni pt. „Na betonie kwiaty nie rosną” (sł. Zbigniew Biegański, muzyka Zbigniew Podgajny). Akurat u nas, w dziedzinie kultury i sztuki, najpiękniejsze kwiaty wyrastały na nieprzychylnym, betonowym podłożu. Wypada odwołać się do rozkwitu jazzu w drugiej połowie lat 50-tych, big-beatu w latach 60-tych czy wybuchu muzyki rockowej na początku lat 80-tych, czyli w czasach wyjątkowo beznadziejnych w naszej współczesnej historii. To były istne eksplozje nowych talentów, trafiające na ogromne zainteresowanie słuchaczy. Dla jednych i drugich stanowiło to formę intelektualnej ucieczki od ponurej rzeczywistości – w świat muzyki.

Tak przy okazji – jeśli ta zależność nadal jest aktualna, to kiedy zauważymy pierwsze symptomy kolejnego  boomu w polskiej kulturze? Oczywiście stanowczo odrzucam filozofię, zgodnie z którą ”im gorzej- tym lepiej”, choć niestety jest  wciąż wielu, którzy pragną ją wprowadzać w nasze życie.

Maciej Korta