Muzyka w adwokackiej todze (25)

 

 

 

dla Jarka

 

Kurka wodna

Ostatnia sobotę spędziłem z hip-hopem. Pete Rock, Digable Planets i temu podobne klimaty. Myślę, że dobrą zachętą do poznania tego gatunku muzyki, może być utwór „Where Im from” właśnie zespołu Digable Planets, przy którym trudno nie kołysać się w rytm muzyki. Po prostu hip-hop.

Jednak wspominam o nim z innego powodu. Otóż słuchając raperów łatwo zauważyć, że często w ich tekstach pojawiają się wulgaryzmy. Dlaczego tak jest, to temat do osobnego felietonu, na który, nawiasem mówiąc, hip-hop zasługuje. A dzisiaj chciałbym parę zdań poświęcić… wulgaryzmom. Jedni używają ich po to, by w ten sposób uzupełnić liczne braki w posiadanym zasobie słów. Dla innych są one ułatwieniem w zwięzłym przedstawieniu różnych skomplikowanych zagadnień, pozwalają na upust emocji itp. Tak czy siak – słownictwo obcesowe i nieprzyzwoite staje się normą. Niestety.

Jednak moim zdaniem nie zasługuje ono na bezwarunkowe potępienie i odrzucenie. Jest bowiem wiele sytuacji, w których to właśnie wulgarne słowo bądź zwrot w pełni oddają nasze uczucia i stan emocjonalny. Wyobraźmy sobie, że podczas ważnego meczu reprezentacji w piłce nożnej, nasz zawodnik egzekwuje rzut karny i …trafia w słupek. Trudno sobie wyobrazić kibica, który w takim przypadku zawoła: O jej! Ale skucha!

Idźmy dalej. Jest tyle dowcipów i anegdot, które bez wulgarnego słownictwa zupełnie straciłyby sens i siłę wyrazu. Oto przykład. Ponoć któregoś dnia do „Spatifu” wszedł Jan Himilsbach i od progu zawołał: „Inteligencja wypier…ać!”. Na sali zapanowała konsternacja. Wtedy wstał Gustaw Holoubek i spokojnie zwrócił się do siedzących z nim przy stoliku: „Nie wiem jak państwo, ale ja wypier…am”.

Oczywiście przekleństwa nie muszą być wulgarne, obsceniczne, obraźliwe. Przypominam sobie film pt. „Szatan z siódmej klasy” (który w 1960r. zasłużenie był polskim kandydatem do Oskara), w którym dwaj groźni złoczyńcy, wspaniale grani przez Mieczysława Czechowicza i Czesława Lasotę, na potęgę przeklinają:„O cie Florek” i „Niech cię jasna Anielka”. A pamiętacie jak szpetnie zaklął bosman w piosence zespołu Krzysztofa Klenczona pt.„10 w skali Beauforta”? Jest po godzinie 23.00 więc mogę zacytować:”Ech, do czorta”. To też przekleństwa, ale za to jakie urocze.

Ostatnio spotykamy się z nowym zjawiskiem publicznego używania wulgaryzmów. Niektórzy są nim zniesmaczeni, a nawet oburzeni. Ja do nich nie należę. Tu nawet nie chodzi o to, czy zgadzamy się z postulatami protestujących. Jeżeli bowiem tak nie jest, to powinniśmy uszanować przynajmniej to, że na naszych oczach tysiące ludzi wyraża swój stanowczy sprzeciw wobec niesprawiedliwości, jaka panuje wokół. Nie tylko młodzi skandują hasła zawierające wulgaryzmy, dosadnie oddające ich gniew i determinację. Tu przekleństwo nabiera rangi symbolu ich protestu, zarówno w treści jak i formie. Swoją drogą, jeżeli ktoś właśnie tej formy nie akceptuje, to przecież może w inny, dowolny sposób wyrazić swoje stanowisko. Natomiast osoby o odmiennych poglądach i tak będą w postawie protestujących wszystko negowały.

By więc mówić o tym, że wulgaryzmy zaśmiecają nasz język i obniżają poziom relacji międzyludzkich, z czym przecież co do zasady trzeba się zgodzić, to jednak w konkretnych przypadkach należy ich użycie oceniać w świetle towarzyszących mu okoliczności, bez wyrywania z całościowego kontekstu. A że wulgaryzmy nie mają wiele wspólnego z pięknem naszego języka? To prawda, choć istnieje ich wersja ujęta w ramy klasycznej polszczyzny, o czym przekonuje lektura XIII księgi Pana Tadeusza (autorstwa Aleksandra Fredry lub Włodzimierz Zagórskiego bądź Tadeusza Boya-Żeleńskiego).

Na zakończenie muszę ze skruchą przyznać, że sam zbyt często sięgam po nieparlamentarne słownictwo. Ot, godzinę temu przez pomyłkę włączyłem stację telewizyjną, której programów nie oglądam od kilku lat i odruchowo zawołałem: ”Kurka wodna!”. Albo jakoś tak podobnie…

Maciej Korta